poniedziałek, 12 grudnia 2011

Mikołajki

Wczoraj zabrałam Kingę i jej siostry na imprezę mikołajkową do zaprzyjaźnionego z naszym stowarzyszeniem Domu Kultury w Chodowie. Wzorem ubiegłego roku przyjechały tam również dzieci z przedszkola w Węgrowie i zaprezentowały naszym maluchom przedstawienie o dziewczynce z zapałkami.Żeby na sali nie było rozpaczy i smutku, bajka zakończyła się happy endem. Dobrzy ludzie ulitowali sie nad biedaczką i otoczyli ją opieką.
Kinga siedziała w pierwszym rzędzie i z zainteresowaniem oglądała teatrzyk. Po przedstawieniu dzieci dostały od przedszkolaków drobne upominki, w tym własnoręcznie robione aniołki z masy solnej.
od tej pory impreza nabierała rumieńców. Wszystkie dzieci ładnie tańczyły przy takich szlagierach jak "Kaczuchy", "Zuzia-lalka nieduża", czy "Jedzie pociąg z daleka". Po pewnym czasie odwiedził nas Mikołaj i wszystkie dzieci zostały obdarowane prezentami. Kinga nie chciała zrobić sobie zdjęcia z Mikołajem, ale w ostateczności, w moim towarzystwie dała się namówić.
Do domu wracałyśmy zrelaksowane, uśmiechnięte i naładowane pozytywną energią. Po kilku chwilach w samochodzie zapanowała cisza, bo małe tanecznice poszły w objęcia Orfeusza i obudziły się dopiero w domu.

sobota, 3 grudnia 2011

Ratujmy las


W czwartek Kinga uczestniczyła w szkolnym przedstawieniu. Ponieważ po poprzednim występie ostał jej się strój biedroneczki tym razem była również, ni mniej ni więcej tylko biedroneczką.
Nomen omen, nieprawdaż? ;))
Relacja

poniedziałek, 28 listopada 2011

Nowe przykazanie daję Wam ;)

Coś ostatnio mam fazę na to, aby wytykać błędy językowe moich córek. Było o Weronice, było o Dominice, nie może zabraknąć wzmianki na temat Kingi.
Przygotowuje się do I Komunii świętej i większy nacisk trzeba położyć na naukę katechizmu. 10 przykazań bożych ma już w szkole "zaliczone", ale nie mogę jej oduczyć specyficznej formułki. Tak jej się wbiło do głowy i już. 9 przykazanie w wydaniu Kingi brzmi następująco:
"Nie będziesz pożądał żony bliźniego swego nadaremno."
Grunt to właściwe podejście do sprawy i logika ;)

środa, 23 listopada 2011

Poznajemy zwierzątka

Moja najmłodsza córeczka- Dominika ma niespełna 4 latka. Zaskakuje naszą rodzinkę różnymi powiedzonkami. Nieraz są to nad wyraz mądre sformułowania, czasem głupkowate.Wczoraj rozśmieszyła mnie powiedzonkiem z serii "niezbyt mądrych".Wieczorem przeglądała książkę Kingi i natrafiła na zdjęcia różnych zwierząt. Byłam zajęta czymś innym i słyszę pytanie:
-mamo, co to jest?
Zerkam i odpowiadam:
-nietoperz
na co Dominika z wyraźnym obrzydzeniem:
Fuuj, nie lubię toperzów !!

sobota, 19 listopada 2011

Humor z zeszytów szkolnych

Tym razem będzie wyjątkowo o mojej pierworodnej. Weronika chodzi do 5 klasy. Już od 3 klasy przestałam się z nią uczyć i większość lekcji odrabia samodzielnie i bez mojej ingerencji. Tak samo było w tym przypadku.
Wera miała za zadanie opisać akademię z okazji rocznicy odzyskania niepodległości. Gdy na brudno pokazywała mi pracę i nie miałam większych zastrzeżeń. Kilka błędów stylistycznych, ortograficznych na szczęście nie popełnia. Poleciłam jej przepisać do zeszytu i już nie trudziłam się z ponownym sprawdzaniem.
Za pracę dostała 5 z minusem, a przy okazji poprawiła jeszcze humor całemu gronu pedagogicznemu.Okazało się, że zrobiła literówkę, ale  w takim feralnym miejscu, że gorzej być nie mogło.
Pozwolę sobie po cichaczu zacytować :"Na koniec części artystycznej Wolność rozdała najmłodszym uczniom flaki narodowe, wykonane przez moja klasę."
Wszystkie nauczycielki miały niezły ubaw, ale żadna nie przypuszczała, że autorem tej pracy jest przodująca humanistka klasowa .

wtorek, 8 listopada 2011

Sztuka przez małe sz

Uff..nareszcie mam za sobą pomaganie dziewczynom w kolejnym konkursie plastycznym. Tym razem sprawa dotyczyła nałogów i ich zgubnych skutków. Ciężki temat jak na takie słodkie i niewinne dziewczątka jak moje, ha, ha. Jak tu ukazać i uświadomić dzieciom całe okrucieństwo używek, skoro nasz dom jest wolny od takich niebezpieczeństw. Choć, nie przeczę, czasami bywa imprezowo ;)
Nie dość, że trzeba było przedstawić taką wizję, to jeszcze wymyślić hasło pasujące do danej sytuacji. szło nam to jak po grudzie, ale przez sobotę i niedzielę udało nam się wspólnymi siłami coś utworzyć. Weronika wzięła na tapetę dopalacze i straszny świat po ich zażyciu, a Kinga wymalowała panią, która nie stroni od alkoholu i papierosów. Cudna ta pani nie jest i urodę ma osobliwą, ale w sumie takie było zamierzenie.
Wczoraj , po lekcjach Weronika obarczyła mnie jeszcze zadaniem narysowania Józefa Piłsudskiego na szkolną gazetkę, bo ona musi, po prostu musi się czymś wykazać.Koleżanki mama narysowała żołnierza, a Wera i jej mama nie mogą być gorsze ;)) I tak oto powstał portret Naczelnika. Trochę boję się krytyki ze strony jakiegoś artysty grafika, ale mam nadzieję, że taki tu nie trafi, bo zszedłby na zawał przez taką profanację.


czwartek, 3 listopada 2011

Listopadowe początki

Dzień Wszystkich Świętych już za nami. W niedzielę jeździłyśmy na grób mojego Taty. Taka szkoda, że Kinga Go nie znała. Na pewno by ją uwielbiał i może nawet nauczyłby matematyki. Miał ścisły umysł i w sposób bardzo prosty potrafił wytłumaczyć mi- zdecydowanej humanistce największe zawiłości. Poza tym był bardzo ciepłym, dowcipnym i kochanym człowiekiem. Wciąż mi Go brakuje...Pokładam jednak nadzieję, ze patrzy na nas z góry i zaciska kciuki, aby wiodło się nam jak najlepiej.
W poniedziałek przyjechał brat mojej teściowej i w moje grzeczne dziecko wstąpił diabeł. Ciągle tylko płakała, tupała nogami i fukała na wszystkich. Definitywnie poszłam w odstawkę. Liczył się tylko wujek. Wszystkie książki poszły w kąt i dziewczyna miała labę. Zero ćwiczeń logopedycznych, zero czytania, zero pisania. I tak aż do środy.
Miałam obawy jak Kinga będzie funkcjonować w szkole i po 3 godzinach pojechałam zorientować się w sytuacji. Rzeczywiście, wujek kompletnie zawładnął jej myślami. Powoli jednak doszła do równowagi, bo na zajęciach logopedycznych ładnie ćwiczyła i dostała w nagrodę znaczek.

W październiku troszkę jej pofolgowałam. Chyba była przemęczona, bo codziennie chodziłyśmy na różaniec, ale teraz zakasujemy rękawy i do roboty.

Dzisiaj sytuacja jest już opanowana.Moja córcia wyściskała i wycałowała domowników, mi powiedziała, że kocha moje oczy i że przyniesie ze szkoły piątkę. Liczę na to i czekam z niecierpliwością.

piątek, 28 października 2011

Brać czy nie brać?

Już od jakiegoś czasu wymieniam z kilkoma moimi znajomymi wnioski i uwagi dotyczące suplementacji diety. Nie dawałam tego Kindze, bo nie widziałam takiej potrzeby. Nie miała nigdy większych problemów z przyswajaniem nowych umiejętności i dążeniem do samodzielności.
Owszem, był czas, kiedy pilnie potrzebowałam jakiegoś medykamentu stępiającego Kingi upór i oślą zawziętość:)). Niestety, nic takiego nie znalazłam i jak się okazuje, czas jest najlepszym lekarstwem. Warto było pomordować się kilka latek, bo po wkroczeniu w wiek wczesnoszkolny Kinga momentalnie  "wydoroślała" i nabrała ogłady. Niemalże od razu zaczęło się:"dobrze, mamo", "tak, mamo" ,"rozumiem, mamo". Zdarzają się jeszcze sporadyczne przypadki, gdy Kinga nie chce się posłuchać, ale po pewnej chwili, gdy wszystko poukłada sobie w główce, to robi o co ją poproszę. Na domiar wszystkiego jeszcze zauważa
"wiem, że to dla mojego dobra".
Chciałabym, żeby Kinia umiała bardziej skupić się na lekcjach i była na nich bardziej obecna duchem, a nie tylko ciałem. Ale z pamięcią nie jest u niej tak źle, skoro to ona przypomina mi, że powinna wziąć lekarstwo:))


poniedziałek, 17 października 2011


Oj, szalenie zimno się nam zrobiło. Chciałoby się zaśpiewać "..a mnie jest szkoda lata.." To było tak niedawno. Tyle fajnych rzeczy można było robić, tyle rzeczy można się było nauczyć. Na początku maja Kinga nauczyła się samodzielnej jazdy na rowerze. Powiecie, co w tym takiego niesamowitego. Dla mnie jest niesamowite, bo nie wszystkie dzieci z zespołem Downa mogą się tego nauczyć. Koordynacja wzrokowo-ruchowa, utrzymywanie równowagi i dużo samozaparcia- dla wielu dzieci jest to nie do przeskoczenia. Kinga dała radę i jeszcze we wrześniu pokonała kolejny etap w swojej "ewolucji";)Przesiadła się na duży rower, opanowała w stopniu wystarczającym rozpędzanie się i zeskakiwanie z rowera.
Uff..nie obyło się bez łez, upadków i bólu, ale Kinga kolejny raz pokazała, że " chcieć, to móc." 




środa, 5 października 2011

Piknik rodzinny

Wczoraj nastąpił ostatni punkt programu Integracji Społecznej "Ja, Ty, My". Wczoraj miał miejsce wielki piknik rodzinny pod nazwą "Dzień Pieczonego Ziemniaka". Jak żyje tyle lat w Radzikowie, to nie pamiętam takiej fety.Wszędzie porozwieszane balony, tuje przystrojone kwiatami z bibuły, muzyka płynąca z głośników i ta cudowna, jesiennozłota pogoda.Dla mnie gwoździem programu był mały teatrzyk, przygotowany przez nauczycielkę i dzieci z naszej szkoły.W jednej ze scenek występowały moje dwie"artystki". Furorę zrobiła Kinga, bo była najmłodsza w tej grupie i taka słodziutka. Gdy przesłała buziaka, po sali przeszedł szmer i wywołała na buziach zgromadzonych ludzi uśmiechy. Myślę, że niejedno serce " troszkę" się rozpłynęło i rozrzewniło ;))
Gdy wieczorem rozmyślałam o tym, to muszę powiedzieć, ze kolejny raz moja mała córcia dała mi wielki powód do radości i do autentycznej dumy.
Moja kochana bohaterka
Występ Biedroneczki



wtorek, 20 września 2011

Dwa tygodnie nauki za nami. Dzisiaj już wtorek i ani się spostrzeżemy, jak kolejny tydzień września pójdzie w zapomnienie. Wczoraj była wywiadówka. Na razie, aby nie zapeszać jest dobrze i co najważniejsze nauczycielka widzi i docenia, że Kinga bardzo się stara. Ciekawa jestem po kim Ona taka ambitna ;)? 
W niedzielę byłyśmy na spotkaniu dzieciaków pierwszokomunijnych. Ta wielka uroczystość jest już zaplanowana na 27 maja. Niesamowite- moja Kinga szykuje się do I Komunii. Z wielkim zaangażowaniem odrabia lekcje z religii i uczy się pacierza. Jeszcze niedawno modlitwy "Ojcze nasz" i "Zdrowaś Maryjo" były dla niej zbyt abstrakcyjne i trudne do nauczenia. A tu proszę, okazuje się, że można;)
Nie samą szkołą człowiek żyje. Czasami trzeba trochę poserfować po sieci. Kinga najbardziej lubi gry w gotowanie i pieczenie ciast.
Proszę, jaka skupiona.


czwartek, 25 sierpnia 2011

Wycieczka

Przed kilkoma dniami byliśmy prawie całą rodzinką na jednodniowej wycieczce na Lubelszczyźnie. Do "szczęścia" brakowało nam jedynie Dominisi, która została w domu z dziadkami i dzielnie pomagała w pracach gospodarskich.
Pojechaliśmy w ramach programu unijnego, mającego zintegrować nasze wiejskie społeczeństwo. Z ledwością udało mi się namówić męża, bo on należy do gatunku nieruszających się z miejsca. Pierwszym punktem programu była urocza Kozłówka- posiadłość rodu Zamoyskich. Wspaniale było sycić oczy widokiem przepychu i luksusu z zamierzchłych czasów, przechadzać się po salach, komnatach i ogrodach, gdzie kwitło kiedyś życie towarzyskie ludzi z wysokiej sfery. Kinga była zdyscyplinowaną wycieczkowiczką, ale  napędziła mi trochę strachu, bo gdy my oglądaliśmy stoisko z pamiątkami, ona po angielsku oddaliła się z naszą sąsiadką. Kompletnie znikły nam z oczu, ale po chwili grozy znaleźliśmy je.



Potem pojechaliśmy do Kazimierza Dolnego popływać statkiem po Wiśle i podziwiać piękne okolice.

Tu z naszą Kinga zaczęły się już schody. Uparła się na statkowe lody, a ja się uparłam, ze kupię jak zejdziemy na ląd. Finał był taki, ze się na mnie pogniewała i wolała siedzieć na kolanach u sąsiadki.Później jej troszkę przeszło, bo dostała upragnione lody. Po sutym obiedzie, na kazimierskim rynku Kinga znowu zaczęła się kręcić za lodami. Jak szaleć to szaleć, jakoś do tej pory się nie rozchorowała. Odpukać w niemalowane drewno.

 A'propos drewna-następny przystanek to Wąwóz Korzeniowy. Przepiękne widoki, bo drzewa wiszą prawie w powietrzu. Sceneria bajkowa. Korzenie tworzą ściany tego wąwozu, bo podłoże zostało wypłukane przez silne działanie lodowców.Wspinaczka na górę była trudna, ale Kinia dzielnie sprostała temu wyzwaniu.
Na koniec czekał nas jeszcze spacer po ogrodach pałacu Czartoryskich i tu Kinga znowu na towarzyszkę wybrała przyszywana ciocię Jadzię. Czasami to się zastanawiam co sprawia, że Kinga woli obce osoby niż rodzoną matkę. Może ma mnie już dość. A może jednak taka jest specyfika zespołu, że swoją osobą, zainteresowaniem i sympatia chce zaszczycić jak największą liczbę osób. Cała Kinga-kocha i chce być kochana.Do domu wróciliśmy zmęczeni tym szaleńczym tempem, ale szczęśliwsi i bogatsi o poznawanie naszego kraju.












wtorek, 9 sierpnia 2011

Szkolne dylematy- ciąg dalszy..

No, niestety, szczęścia to ja nie mam zbyt wiele w życiu. Mówię to tonem trochę żartobliwym, bo nie jestem malkontentką, która ciągle gdera i narzeka. Rodzice nauczyli mnie cieszyć się tym co jest i mówić, że szklanka jest do połowy pełna ,a nie pusta.
Pod górkę to ja mam z Kingą (edukacja-ech). Na Zakątku wyczytałam informację, że uczniowie niepełnosprawni będą mogli mieć w szkołach ogólnodostępnych asystenta...i co? Będą mieli, a jakże, ale w tym roku szkolnym tylko w przedszkolach i gimnazjach. My musimy obejść się smakiem. Za rok chcę Kingę przenieść do Siedlec i już zaczynam się zastanawiać czy tak zrobić, czy starać się o asystenta. Nie wiem czy to by coś zmieniło w jej stosunku do szkoły. Czy asystent może sprawić, że Kinga będzie lepiej i wydajniej pracować w szkole? Czy jej relacje z rówieśnikami zmienia się na lepsze? Ja chyba od tego "myślenia" niedługo zostanę "myśliwym".
W naszym kraju sytuacja niepełnosprawnych uczniów zaczyna zmieniać się na lepsze, ale gdy całkiem się wyklaruje, to moja Kinia będzie już "staruszką". No, ale niech tam, ktoś musi przecierać szlaki.
Tymczasem Kinga nie przejmuje się tak jak ja i wącha sobie kwiatki.

piątek, 5 sierpnia 2011

Szkolne dylematy

Kolejny dzień wakacji. Niby jest fajnie, ciepło, sielsko i anielsko. Pogoda na szczęście pozwoliła zebrać siano i zboże. Jest za co dziękować. Jednak wizja nadchodzącego roku szkolnego spędza mi sen z powiek.Pomimo, że Kinga jak na swoje możliwości uczy się bardzo dobrze, to jednak pewnej bariery nie potrafi przeskoczyć. I nie chodzi tu tylko o barierę intelektualną, bo wierzę, że nauczy się większości rzeczy, potrzebuje jednak o wiele więcej czasu i uwagi. Barierą, która ją ogranicza jest brak zrozumienia przez "zwykłe" środowisko. Jeszcze w naszym wiejskim otoczeniu pokutuje przekonanie, że "inny" znaczy "gorszy". Kinga jest jak barometr uczuć, doskonale wyczuwa emocje innych i wszelkie oznaki niechęci ze strony rówieśników są dla niej bardzo przykre i dołujące.Tolerancja-to jeszcze przez długi czas będzie pojęcie abstrakcyjne. Dopóki rodzice nie nauczą zdrowych zachowań w stosunku do słabszych, dopóty niepełnosprawni będą wyobcowani.
Dobrze, dobrze:)). Skończę już to biadolenie, bo nie ma co martwić się na zapas. Co ma być, to będzie. Nie poddamy się bez walki. Teraz, choć wakacje trwają w najlepsze, to nie stronimy od nauki. Prawie codziennie otwieramy książki i szlifujemy zdobytą wiedzę.W ramach przerywników Kinga wskakuje na rower i wykonuje kilka rundek dookoła podwórka. A gdy i to się znudzi można jeszcze szaleć na inne sposoby.







poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Dzisiaj jest 67 rocznica Powstania Warszawskiego.Smutna data w historii naszego państwa. Nie mogę przejść obok tego faktu obojętnie.Co roku jestem niezmiennie pełna podziwu dla odwagi, męstwa, hartu ducha i waleczności Powstańców.
Nie jestem związana z Warszawą i nigdy nie byłam, ale ilekroć jestem w tym mieście, na każdym niemal kroku bolesna przeszłość daje o sobie znać.Nie sposób nie zauważyć tych tablic upamiętniających walki, nie sposób nie zadumać się nad budynkiem podziurawionym hitlerowskimi kulami.
Powstańcy- ci młodzi ludzie(a nawet dzieci) u progu życia, pełni nadziei, planów i miłości zmuszeni byli stawić czoła potężnemu wrogowi i walczyć o godność i wolność Ojczyzny. Cześć Im i chwała.