piątek, 28 października 2011

Brać czy nie brać?

Już od jakiegoś czasu wymieniam z kilkoma moimi znajomymi wnioski i uwagi dotyczące suplementacji diety. Nie dawałam tego Kindze, bo nie widziałam takiej potrzeby. Nie miała nigdy większych problemów z przyswajaniem nowych umiejętności i dążeniem do samodzielności.
Owszem, był czas, kiedy pilnie potrzebowałam jakiegoś medykamentu stępiającego Kingi upór i oślą zawziętość:)). Niestety, nic takiego nie znalazłam i jak się okazuje, czas jest najlepszym lekarstwem. Warto było pomordować się kilka latek, bo po wkroczeniu w wiek wczesnoszkolny Kinga momentalnie  "wydoroślała" i nabrała ogłady. Niemalże od razu zaczęło się:"dobrze, mamo", "tak, mamo" ,"rozumiem, mamo". Zdarzają się jeszcze sporadyczne przypadki, gdy Kinga nie chce się posłuchać, ale po pewnej chwili, gdy wszystko poukłada sobie w główce, to robi o co ją poproszę. Na domiar wszystkiego jeszcze zauważa
"wiem, że to dla mojego dobra".
Chciałabym, żeby Kinia umiała bardziej skupić się na lekcjach i była na nich bardziej obecna duchem, a nie tylko ciałem. Ale z pamięcią nie jest u niej tak źle, skoro to ona przypomina mi, że powinna wziąć lekarstwo:))


poniedziałek, 17 października 2011


Oj, szalenie zimno się nam zrobiło. Chciałoby się zaśpiewać "..a mnie jest szkoda lata.." To było tak niedawno. Tyle fajnych rzeczy można było robić, tyle rzeczy można się było nauczyć. Na początku maja Kinga nauczyła się samodzielnej jazdy na rowerze. Powiecie, co w tym takiego niesamowitego. Dla mnie jest niesamowite, bo nie wszystkie dzieci z zespołem Downa mogą się tego nauczyć. Koordynacja wzrokowo-ruchowa, utrzymywanie równowagi i dużo samozaparcia- dla wielu dzieci jest to nie do przeskoczenia. Kinga dała radę i jeszcze we wrześniu pokonała kolejny etap w swojej "ewolucji";)Przesiadła się na duży rower, opanowała w stopniu wystarczającym rozpędzanie się i zeskakiwanie z rowera.
Uff..nie obyło się bez łez, upadków i bólu, ale Kinga kolejny raz pokazała, że " chcieć, to móc." 




środa, 5 października 2011

Piknik rodzinny

Wczoraj nastąpił ostatni punkt programu Integracji Społecznej "Ja, Ty, My". Wczoraj miał miejsce wielki piknik rodzinny pod nazwą "Dzień Pieczonego Ziemniaka". Jak żyje tyle lat w Radzikowie, to nie pamiętam takiej fety.Wszędzie porozwieszane balony, tuje przystrojone kwiatami z bibuły, muzyka płynąca z głośników i ta cudowna, jesiennozłota pogoda.Dla mnie gwoździem programu był mały teatrzyk, przygotowany przez nauczycielkę i dzieci z naszej szkoły.W jednej ze scenek występowały moje dwie"artystki". Furorę zrobiła Kinga, bo była najmłodsza w tej grupie i taka słodziutka. Gdy przesłała buziaka, po sali przeszedł szmer i wywołała na buziach zgromadzonych ludzi uśmiechy. Myślę, że niejedno serce " troszkę" się rozpłynęło i rozrzewniło ;))
Gdy wieczorem rozmyślałam o tym, to muszę powiedzieć, ze kolejny raz moja mała córcia dała mi wielki powód do radości i do autentycznej dumy.
Moja kochana bohaterka
Występ Biedroneczki