czwartek, 3 listopada 2011

Listopadowe początki

Dzień Wszystkich Świętych już za nami. W niedzielę jeździłyśmy na grób mojego Taty. Taka szkoda, że Kinga Go nie znała. Na pewno by ją uwielbiał i może nawet nauczyłby matematyki. Miał ścisły umysł i w sposób bardzo prosty potrafił wytłumaczyć mi- zdecydowanej humanistce największe zawiłości. Poza tym był bardzo ciepłym, dowcipnym i kochanym człowiekiem. Wciąż mi Go brakuje...Pokładam jednak nadzieję, ze patrzy na nas z góry i zaciska kciuki, aby wiodło się nam jak najlepiej.
W poniedziałek przyjechał brat mojej teściowej i w moje grzeczne dziecko wstąpił diabeł. Ciągle tylko płakała, tupała nogami i fukała na wszystkich. Definitywnie poszłam w odstawkę. Liczył się tylko wujek. Wszystkie książki poszły w kąt i dziewczyna miała labę. Zero ćwiczeń logopedycznych, zero czytania, zero pisania. I tak aż do środy.
Miałam obawy jak Kinga będzie funkcjonować w szkole i po 3 godzinach pojechałam zorientować się w sytuacji. Rzeczywiście, wujek kompletnie zawładnął jej myślami. Powoli jednak doszła do równowagi, bo na zajęciach logopedycznych ładnie ćwiczyła i dostała w nagrodę znaczek.

W październiku troszkę jej pofolgowałam. Chyba była przemęczona, bo codziennie chodziłyśmy na różaniec, ale teraz zakasujemy rękawy i do roboty.

Dzisiaj sytuacja jest już opanowana.Moja córcia wyściskała i wycałowała domowników, mi powiedziała, że kocha moje oczy i że przyniesie ze szkoły piątkę. Liczę na to i czekam z niecierpliwością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz