czwartek, 25 sierpnia 2011

Wycieczka

Przed kilkoma dniami byliśmy prawie całą rodzinką na jednodniowej wycieczce na Lubelszczyźnie. Do "szczęścia" brakowało nam jedynie Dominisi, która została w domu z dziadkami i dzielnie pomagała w pracach gospodarskich.
Pojechaliśmy w ramach programu unijnego, mającego zintegrować nasze wiejskie społeczeństwo. Z ledwością udało mi się namówić męża, bo on należy do gatunku nieruszających się z miejsca. Pierwszym punktem programu była urocza Kozłówka- posiadłość rodu Zamoyskich. Wspaniale było sycić oczy widokiem przepychu i luksusu z zamierzchłych czasów, przechadzać się po salach, komnatach i ogrodach, gdzie kwitło kiedyś życie towarzyskie ludzi z wysokiej sfery. Kinga była zdyscyplinowaną wycieczkowiczką, ale  napędziła mi trochę strachu, bo gdy my oglądaliśmy stoisko z pamiątkami, ona po angielsku oddaliła się z naszą sąsiadką. Kompletnie znikły nam z oczu, ale po chwili grozy znaleźliśmy je.



Potem pojechaliśmy do Kazimierza Dolnego popływać statkiem po Wiśle i podziwiać piękne okolice.

Tu z naszą Kinga zaczęły się już schody. Uparła się na statkowe lody, a ja się uparłam, ze kupię jak zejdziemy na ląd. Finał był taki, ze się na mnie pogniewała i wolała siedzieć na kolanach u sąsiadki.Później jej troszkę przeszło, bo dostała upragnione lody. Po sutym obiedzie, na kazimierskim rynku Kinga znowu zaczęła się kręcić za lodami. Jak szaleć to szaleć, jakoś do tej pory się nie rozchorowała. Odpukać w niemalowane drewno.

 A'propos drewna-następny przystanek to Wąwóz Korzeniowy. Przepiękne widoki, bo drzewa wiszą prawie w powietrzu. Sceneria bajkowa. Korzenie tworzą ściany tego wąwozu, bo podłoże zostało wypłukane przez silne działanie lodowców.Wspinaczka na górę była trudna, ale Kinia dzielnie sprostała temu wyzwaniu.
Na koniec czekał nas jeszcze spacer po ogrodach pałacu Czartoryskich i tu Kinga znowu na towarzyszkę wybrała przyszywana ciocię Jadzię. Czasami to się zastanawiam co sprawia, że Kinga woli obce osoby niż rodzoną matkę. Może ma mnie już dość. A może jednak taka jest specyfika zespołu, że swoją osobą, zainteresowaniem i sympatia chce zaszczycić jak największą liczbę osób. Cała Kinga-kocha i chce być kochana.Do domu wróciliśmy zmęczeni tym szaleńczym tempem, ale szczęśliwsi i bogatsi o poznawanie naszego kraju.












wtorek, 9 sierpnia 2011

Szkolne dylematy- ciąg dalszy..

No, niestety, szczęścia to ja nie mam zbyt wiele w życiu. Mówię to tonem trochę żartobliwym, bo nie jestem malkontentką, która ciągle gdera i narzeka. Rodzice nauczyli mnie cieszyć się tym co jest i mówić, że szklanka jest do połowy pełna ,a nie pusta.
Pod górkę to ja mam z Kingą (edukacja-ech). Na Zakątku wyczytałam informację, że uczniowie niepełnosprawni będą mogli mieć w szkołach ogólnodostępnych asystenta...i co? Będą mieli, a jakże, ale w tym roku szkolnym tylko w przedszkolach i gimnazjach. My musimy obejść się smakiem. Za rok chcę Kingę przenieść do Siedlec i już zaczynam się zastanawiać czy tak zrobić, czy starać się o asystenta. Nie wiem czy to by coś zmieniło w jej stosunku do szkoły. Czy asystent może sprawić, że Kinga będzie lepiej i wydajniej pracować w szkole? Czy jej relacje z rówieśnikami zmienia się na lepsze? Ja chyba od tego "myślenia" niedługo zostanę "myśliwym".
W naszym kraju sytuacja niepełnosprawnych uczniów zaczyna zmieniać się na lepsze, ale gdy całkiem się wyklaruje, to moja Kinia będzie już "staruszką". No, ale niech tam, ktoś musi przecierać szlaki.
Tymczasem Kinga nie przejmuje się tak jak ja i wącha sobie kwiatki.

piątek, 5 sierpnia 2011

Szkolne dylematy

Kolejny dzień wakacji. Niby jest fajnie, ciepło, sielsko i anielsko. Pogoda na szczęście pozwoliła zebrać siano i zboże. Jest za co dziękować. Jednak wizja nadchodzącego roku szkolnego spędza mi sen z powiek.Pomimo, że Kinga jak na swoje możliwości uczy się bardzo dobrze, to jednak pewnej bariery nie potrafi przeskoczyć. I nie chodzi tu tylko o barierę intelektualną, bo wierzę, że nauczy się większości rzeczy, potrzebuje jednak o wiele więcej czasu i uwagi. Barierą, która ją ogranicza jest brak zrozumienia przez "zwykłe" środowisko. Jeszcze w naszym wiejskim otoczeniu pokutuje przekonanie, że "inny" znaczy "gorszy". Kinga jest jak barometr uczuć, doskonale wyczuwa emocje innych i wszelkie oznaki niechęci ze strony rówieśników są dla niej bardzo przykre i dołujące.Tolerancja-to jeszcze przez długi czas będzie pojęcie abstrakcyjne. Dopóki rodzice nie nauczą zdrowych zachowań w stosunku do słabszych, dopóty niepełnosprawni będą wyobcowani.
Dobrze, dobrze:)). Skończę już to biadolenie, bo nie ma co martwić się na zapas. Co ma być, to będzie. Nie poddamy się bez walki. Teraz, choć wakacje trwają w najlepsze, to nie stronimy od nauki. Prawie codziennie otwieramy książki i szlifujemy zdobytą wiedzę.W ramach przerywników Kinga wskakuje na rower i wykonuje kilka rundek dookoła podwórka. A gdy i to się znudzi można jeszcze szaleć na inne sposoby.







poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Dzisiaj jest 67 rocznica Powstania Warszawskiego.Smutna data w historii naszego państwa. Nie mogę przejść obok tego faktu obojętnie.Co roku jestem niezmiennie pełna podziwu dla odwagi, męstwa, hartu ducha i waleczności Powstańców.
Nie jestem związana z Warszawą i nigdy nie byłam, ale ilekroć jestem w tym mieście, na każdym niemal kroku bolesna przeszłość daje o sobie znać.Nie sposób nie zauważyć tych tablic upamiętniających walki, nie sposób nie zadumać się nad budynkiem podziurawionym hitlerowskimi kulami.
Powstańcy- ci młodzi ludzie(a nawet dzieci) u progu życia, pełni nadziei, planów i miłości zmuszeni byli stawić czoła potężnemu wrogowi i walczyć o godność i wolność Ojczyzny. Cześć Im i chwała.